Cyklokarpaty_Pustkow_Osiedle

Od dawna lubię jeździć rowerem, a oglądając zawodników w akcji i czytając fachowe czasopisma przychodzi ochota na więcej. Tak właśnie postępuje choroba zwana” cyklozą” i jej zaawansowana postać - 29eris cyclosis-maratonis. Padłem jej ofiarą...

Krzysztof Tkaczyk

W pierwszym stadium mojej choroby napaliłem się na klasyczne XC, ale po kilku startach wiedziałem, że wolę dłużej i spokojniej (co nie znaczy, że nie lubię dać czadu). Jedynym sensownym rozwiązaniem wydały się być coraz popularniejsze maratony, nadal jednak miałem wątpliwości, czy jest to właściwy kierunek. To były akurat te lata, gdy maratony dopiero się rozkręcały w naszym pięknym kraju. Po dobrych miejscach kolegi, który startował w juniorach, nabrałem 100 procentowej ochoty na udział w takiej imprezie...i się zaczęło. Moja sympatia do długodystansowego ścigania trwa więc już od kilkunastu lat. Na MTB mój świat się jednak nie kończy - dlatego “szosa” również stanowi jego istotny element.

A 29er? Chęć zakupu czegoś nietuzinkowego nie pojawiła się od razu. U niektórych ten etap Cyklozy pojawia się znienacka. U mnie powoli się rozwijała. W każdym razie do niedawna prawdziwe 29ery widziałem tylko w tv, Internecie i czasopismach, bo w sklepach różnie bywa... Sam byłem posiadaczem innego jednośladu, który nie do końca spełniał moje oczekiwania. Na szczęście los mnie zetknął z portalem Team29er.pl i jednym z jego redaktorów, dzięki którego pomocy stałem się właścicielem zupełnie przyzwoitego 29era Accent Peak29, nota bene ramy, która w tym roku zadebiutowała z sukcesem w polskich sklepach. Dlaczego 29"? To przeca oczywista oczywistość - wygoda, bezpieczeństwo i pewna rekompensata moich słabszych umiejętności technicznych... Nie dość, że nareszcie miałem rower gotowy do maratonów, to jeszcze przybrałem barwy klubowe ekipy Team29er. Czy można rozpocząć sezon przyjemniej?

Cyklokarpaty_Pustkow_Osiedle 

To jest właśnie moja krótka historia, która w wiekopomny dzień 13.05.2012 doprowadziła mnie do sektora startowego.  Dzień, w którym mogłem zrealizować dawne marzenie a jednocześnie sprawdzić swoje możliwości na trasie maratonu w Pustkowie Osiedlu, będącego drugą imprezą w cyklu zawodów Cyklokarpaty. Jego bliskość, niecałe 30km od mojego miejsca zamieszkania, tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. Inaczej, to byłby wstyd.... :) :)

Upchnąłem swoją maszynę do samochodu i pojechałem na miejsce startu. Wypatrzyłem kilka 29erów i obserwując inne maszyny ogarnęło mnie nieodparte uczucie, że prawie wszyscy mają lepszy sprzęt...ale na szczęście rower sam nie jeździ, o czym wkrótce się przekonałem. Po ponad godzinnej obsuwie i rozgrzewce start! Od początku starałem się przesuwać do przodu, ponieważ startowałem z ostatniego sektora. Na przekór moim staraniom, o dziwo, większość zawodników wyprzedzała mnie na asfaltowej części...czyżby wszyscy byli o tyle lepsi...na szczęście to 60km, więc będzie czas na poprawę.

DSC_0389

Po wjechaniu w polne i leśne drogi coś się zmieniło i stopniowo przesuwałem się do przodu, choć przyznam, że obawiałem się przeszarżowania i “zgonu” gdzieś w trakcie. Trasa łatwa, poza piachem, który w wielu miejscach był próbą dla większości zawodników. Co ciekawe, było go pełno pod górę, z górki i po płaskim. :) Ogarnęły mnie wątpliwości, co realnie daje mi 29 cali pod tyłkiem. Zwłaszcza, że miałem ciężkie koła i opony...

Ale co się dzieje...na zjazdach jechałem spokojniej, mniej mną rzucało, a na podjazdach miałem lepszą przyczepność. Właśnie.. najwięcej wyprzedzałem pod górę, co wprawiło mnie w małą euforię, szczególnie, gdy dochodziłem ludzi na rowerach, o których mogłem tylko pomarzyć...karbonowe wypasy za kilkanaście tysięcy. wspaniałe i bezcenne uczucie oraz potwierdzenie teorii, że nie “XTR-y napędzają rowery”.

Gdy wyprzedzałem zawodników na piachu, pytali mnie jakie mam koła i opony, że jadę niczym czołg. Odpowiedź była krótka: 29 cali! Starałem się ścigać z każdym zawodnikiem przede mną, wyprzedzić go i dojść kolejnego. Niemniej nie raz i nie dwa pojawiał się nagle zabłąkany “cyborg”, który na pełnej prędkości zuchwale mnie mijał. Ale nie to było mym utrapieniem. Pokonał mnie własny organizm. Pod koniec zrozumiałem, że prawidłowe odżywianie się w trakcie maratonu, to często kluczowa sprawa i jeden żel w kieszeni na plecach, to za mało. Pomimo odpowiedniej mieszanki w bidonie, byłem zmuszony włączyć "tryb zombi" tak, aby nie tracić kolejnych pozycji i w miarę możliwości walczyć dalej o lepsze miejsce.

_MG_2081

Po niecałych trzech godzinach skończyłem maraton na zaskakującym 36 miejscu w kategorii M3 na dystansie Mega, co okazało się niezłym wynikiem,  jak na pierwszy raz w sezonie. A przyznam się bez bicia, że trenowałem ledwo od połowy lutego z przerwą na siłownię od września poprzedniego roku...

Co do samego maratonu, to jest świetny na pierwszy raz. Okolica to już przedsmak prawdziwych gór i prawdziwego MTB. Są niezbyt wymagające podjazdy oraz płaskie odcinki i leśne dukty, gdzie można odetchnąć. Każdy, amator i entuzjasta, znajdą tu coś dla siebie. Co najważniejsze, nie trzeba być super wytrenowanym - wystarczy jeździć raz, dwa razy w tygodniu i mieć wytrzymałość na określony dystans, a spokojnie się go przejedzie w rozsądnym czasie :). Oznaczenie jest świetne, bufety dobrze wyposażone, a dziewczyny bardzo pomocne...i atrakcyjne ;). No i oczywiście kameralna atmosfera, bo Cyklokarpaty to nie mega-masowe maratony, gdzie startuje 1500 osób. W najlepszym wypadku na linii startu ustawi się 1/3 tej masy. Dlatego warto choć raz odwiedzić ten cykl.

Jedyna wpadka, to przesunięcie startu o ponad godzinę, ale w dobrym towarzystwie czas upłynął szybko. Gorsze rzeczy zdarzają się maratonach :).

Maratony wciągają i uzależniają, więc jeśli tylko fundusze, zdrowie i czas pozwolą, to wkrótce znowu wystartuję! Na koniec chciałem jeszcze raz podziękować Michałowi z Team29er za pomoc i pozdrawiam wszystkich fanów 29`