http://www.test.rowery650b.eu/images/stories/imprezy/bm%20swieradow/IMG_9974.JPG

Ostatni raz w tym roku wstaję w sobotę o 4. Ostatni raz staję na linii startu. Ostatni raz walczę z samym sobą. Ostatni raz piszę relację z maratonu. Ostatni!

Mateusz Nabiaczyk

Dzięki wczesnej pobudce na miejscu byliśmy wyjątkowo wcześnie, była okazja dobrze sie rozgrzać. Do sektora nr 1 podjechałem 5min przed startem i po raz drugi w tym roku okazało się, że mogę do niego wejść, a nie stać obok! Myślę sobie – idealny dzień, dziś wszystko się uda – i wystartowaliśmy.

Dejv szybko uciekł, ja spokojnie, bez ciśnienia, ze świadomością, że jak się dwa miesiące prawie nie jeździło, to lepiej być zachowawczym. Powoli przesuwam się do przodu, ale jakoś tak niemrawo, z dużym oporem w nodze. Z ledwością doganiam ludzi, których zwykle mijałem w locie. Podjazd ma 10km, ja mam wrażenie, że zaraz się zatrzymam. Kolejne osoby z 2. sektora mnie mijają, a przecież jadę swoje, tętno jak zawsze na rozciągającym podjeździe, tylko jakoś tak powoli do przodu, mięśnie palą.

Kończy się podjazd i zaczyna to, w czym czuję się najlepiej – szybkie szutrówki z hopkami, więc dalej wierzę, że dojdę Dejva, odrobię stratę. Taaa...dojeżdżam do grupki, tętno powoli spada, więc daję zmianę...nieświadomie wszystkich zrywam i gonię grupkę 50m dalej. Bezskutecznie, bo wieje nieziemsko. Po paru minutach postanawiam zaczekać na pociąg. Ludzie średnio się kwapią, ale jeden biker zaczyna ciągnąć, daję zmianę, zrywamy pozostałych. Mam nadzieję, że doskoczymy do tych z przodu i jakoś dalej pójdzie. Niestety kolega odpada, mówiąc, że czeka na kolegę. Pozostało ze 20m do skasowania, postanawiam dociągnąć, ale sporo mnie to kosztuje. Po chwili grupka się rwie i znowu jadę z 1 osobą. Koleś wyłapuje wszystkie kałuże, mam go dość. Rozumiem, że mi robi na złość, ale przecież sam tez syfi siebie i rower.

Mijają kolejne kilometry, a ja ani trochę nie przesuwam się do przodu. Zyskuję na zjazdach, ale jadę bardzo niepewnie. Pod górkę dramat. Nogi w ogóle się nie kręcą. Nudy, jak pierun, humor nie dopisuje, ale trzeba jechać.  Nie dzieje się nic ciekawego praktycznie przez caly maraton.

IMG_9974

Przed końcem zaczynają się asfaltowe zjazdy, gdzie jadąc zachowawczo udaje się rozwinąć prędkość 76km/h...aż strach pomyśleć, jakby przyszło zaliczyć glebę. Pytam się, kto wymyśla takie trasy?! Niech zrobią jakieś szykany/progi zwalniające czy coś, ale bez takich no! Najlepsi mając czystą drogę pewnie lecieli tędy ponad 85...brrrr. Po chwili zjazd w teren i zaczyna się gwóźdź programu!

Istotnie ciekawa, w mokrych warunkach trudna przeprawa przez kamienie i korzenie, których nie ma końca. Najlepszym torem sprowadzają rowery zawodnicy z mini, pozostaje drapać po najgorszym. Dzięki temu jest ciekawie, czas się nie liczy. Fajne wywijasy po kamulcach przypominają, że jestem w górach. Szkoda tylko, że piękny sen kończy się tak szybko. Wraca asfalt i meta.

Poniżej 2h na mega w górach to coś, z czego normalnie bym się nie cieszył. Teraz jest inaczej, bo przynajmniej ten dramat się zakończył. Wypruty jak rzadko, ale wynik prawie taki, jak we Wrocławiu, gdzie 5x pompowałem koło.  Mniejsza o to. Trasa żenująca, prawie 0 przyjemności, a ryzyko zgonu spore.

Się towarzystwo ogarnęło i pojechało na dekoracje generalki. Nim nadeszła 19, zaczęło padać. Oj jak dobrze, że dopiero teraz. Dejv i Angus, z którymi przyjechałem czekali na swoje kategorie, by odebrać nagrody, a te zgodnie z zapewnieniami, miały zrekompensować lipę na edycjach.

Gdy zobaczyłem zawartość torby za 2 miejsce w M2 nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać – materialnie przeliczając, ekwiwalent co najwyżej 200 PLN w średnio przyswajalnej formie lichego plecaka z bukłakiem i słuchawek. Ja rozumiem, że na zawody nie przyjeżdża się najeść na bufetach i po nową plazmę, ale są granice...

Na szczęście mnie póki co nagrody nie grożą, na szczęście to ostatni w tym roku maraton.

Podsumowując cały cykl, jestem bardzo zadowolony z kierunku zmian wielu tras. Jest trudniej, ciekawiej, ale bez skrajności. Niestety w kalendarzu ostały się kwiatki typu Wieluń i Świeradów. Organizacyjnie super pozytyw, a małe niedociągnięcia...nie ma ideałów. Żal mi tylko walczących o lokaty i nagrody - Tombola nakryła wszystko w stopniu ubliżającym prawdziwym zawodnikom, którzy dostali jednoznaczny sygnał, że nie są tu mile widziani...może w związku z tym za rok z braku konkurencji to ja stanę po szampon do mycia samochodu lub płytę z hitami muzyki Dance? :D